Tym razem o kuchennym komputerze, samoprowadzącym samochodzie i muzeach w San Francisco, które warto zwiedzić. Zimowa Kalifornia część druga. Zapraszam.
Być w Dolinie Krzemowej, to jakby przenieść się do świata przyszłości. Idziesz ulicą, wszyscy na Ciebie dziwnie patrzą i pewnie zastanawiają się, czemu nie siedzisz wygodnie, tak jak oni za kierownicą samochodu. Ty też na nich patrzysz dziwnie, bo część z nich w samochodzie wcale nie ma kierownicy, a niektóre samochody nie mają nawet kierowcy.
Kalifornijskie prawo pozwala na używanie samoprowadzących samochodów. Przypominając sobie stare kąty w Mountain View, codziennie obserwowałam, malutkie, śmiesznie wyglądające samochodziki samoprowadzące, mieszczące maksymalnie 2 osoby, czasem jednak w środku nie było nikogo. Byłam bardzo ciekawa jak taki samochód wygląda od środka. Na szczęście nie trzeba być pracownikiem Google, by to sprawdzić. W Mountain View, znajduje się Computer History Museum (http://www.computerhistory.org/), gdzie każdy fan komputerowy będzie się czuł jak ryba w wodzie. Cała historia programowania, powstawania komputerów i innych urządzeń w jednym miejscu. Na spokojne zwiedzenia potrzeba kilku godzin.
I nawet w Muzeum Historii Komputerów można znaleźć coś związanego z gotowaniem…
Na zdjęciu poniżej znajduje się komputer kuchenny z 1969 roku. Wyprodukowany z myślą o paniach domu. Komputer cieszył się jednak bardzo krótką sławą. Aby odczytać z niego przepisy, należało ukończyć dwutygodniowy kurs, obejmujący podstawy jego programowania!
Wracając do tematu samochodów – właśnie w tym Muzeum można zobaczyć, dotknąć, a nawet wsiąść do samojeżdżącego samochodu, który wygląda tak:
Po wyjściu z muzeum piękna pogoda. Po paru dniach w Mountain View, pora wracać do San Francisco.
W pierwszej kolejności udajemy się do Yerba Buena Gardens, gdzie w pobliżu znajdują się dwa muzea, które są obowiązkowe na liście zwiedzania.
Pierwsze z nich, to Contemporary Jewish Museum (https://www.thecjm.org/). Muzeum prezentuje wystawy czasowe. Oprócz ciekawej sztuki współczesnej, sam budynek muzeum robi wrażenie. Został on zaprojektowany przez słynnego architekta – Polaka z pochodzenia – Daniela Libeskinda.
Drugie Muzeum to San Francisco Museum of Art (bilet kosztuje 25$, https://www.sfmoma.org/), gdzie na 7 piętrach znajduje się bogata kolekcja znanych dzieł sztuki. To kolejny budynek, który stanowi cel podróży fanów architektury. Został on zaprojektowany, przez słynnego, szwajcarskiego architekta Mario Botta.
Po zwiedzaniu nogi bolą. Siły nie ma. Potrzebna dawka cukru. Uf jak dobrze, że wiem, gdzie w pobliżu można kupić pyszne muffiny i odpocząć w Yerba Buena Gardens.
W ostatni dzień, udaliśmy się do Golden Gate Parku. To park, który przypomina Central Park w Nowym Jorku. Jest równie zielony jak on, ma jeziorka, po których można popływać łódką. Oprócz tego ogromny ogród botaniczny, ogród japoński, halę koncertową i Muzuem Nauki (California Academy of Sciences http://www.calacademy.org/). W parku kwitło mnóstwo kwiatów i drzew, pełno było wiewiórek i kaczek. Fajnie w środku zimny poczuć zapach wiosny.
Bilet do Muzeum Nauki jest dość drogi, bo kosztuje niecałe 35$ od osoby. W środku znajduje się dział z odtworzonym lasem tropikalnym i oceanarium.
Oprócz tego w cenie biletu można wybrać się do planetarium, na ciekawy film, zrealizowany z amerykańskim rozmachem. Ciekawy jest również symulator trzęsienia ziemi. Po takiej symulacji, można dowiedzieć się, jak prawidłowo zachować się podczas trzęsienia i po nim, co w tej części USA, jest wiedzą praktyczną.
Tuż przed odlotem, udaliśmy się na plażę w San Francisco by rzucić okiem jeszcze raz na piękny Ocean.
To już koniec amerykańskich doniesień. Już wkrótce prawdziwie zimowa relacja z Włoch 😉